Z okazji Dnia Dziecka już od jakiegoś czasu blogerzy, serwisy parentingowe i specjaliści grzmią do rodziców „podaruj dziecku swój czas”. Dlaczego mój syn nie dostanie ode mnie tego prezentu? Co za zła matka kupuje dziecku kolejną zabawkę? Już tłumaczę…
Mój czas jest czymś, co Młody ma w ofercie nielimitowanej. Jestem. Dla niego jestem, kiedy tylko ma na to ochotę. Jestem do zasypiania, przytulania, zabawy i szalonych wygłupów. Zdarza się, że ten czas jest ograniczony przez inne obowiązki. Ale obok jest również tata, który też swój czas chętnie spędzi z dzieckiem. Nie ograniczamy się. Tak długo, jak będzie to możliwe, czas nie będzie dobrem luksusowym w naszej rodzinie. Mamy go dla siebie i tak układamy nasze życie, by starczyło go dla wszystkich. Gdybym więc musiała podarować Młodemu czas, nie dostał by dziś nic – nasz dzień wyglądałby dokładnie tak samo, jak wczoraj i jak będzie wyglądał jutro.
To może do kina?
Ktoś powie, ok, fajnie, ale czas czasowi nierówny. Zamiast zabawki daj dziecku atrakcje: idź na lody, do zoo czy na wycieczkę. To całkiem sensowny pomysł. I pewnie, jeśli sytuacja kiedyś nas do tego zmusi (czyt. będę miała mniej czasu dla dziecka) to tak będziemy świętować fajne chwilę. Jednak dziś zapewnianie dziecku atrakcji jest formą dbania o moje zdrowie psychiczne. Jestem od ponad roku z Młodym non stop. Gdybyśmy nasze bytowanie ograniczyli do domu i placu zabaw, już dawno postradałabym rozum. Szukamy ciekawych miejsc, spotkań, by urozmaicić nasze dni.
A można inaczej…
Poza tym, czuję się też w obowiązku pokazać dziecku świat. Widzę, jak całym sobą chłonie każde nowe miejsce, nową sytuację. Jaką radość sprawia mu poznawanie, doświadczanie i odkrywanie. Mam poczucie, że spełnienie tych potrzeb jest jednym z rodzicielskich obowiązków. A może poprawniej byłoby nazwać to przywilejem? W każdym razie ani sobie, ani jemu nie odmawiam nowych wrażeń. Nie czekamy z nimi na specjalne okazje.
Tak, Młody dostaje więc zabawki. Patrząc na jego pokój – całą masę zabawek. Podejrzewam, że część z nich potajemnie rozmnaża się w nocy. W końcu prezenty to też część dzieciństwa, i to bardzo przyjemna część. Nie ważne, ile będziemy mówić o tym, jak miło jest dawać prezenty, nie znam nikogo, kto sam nie lubiłby ich czasem otrzymywać. Dlaczego więc odbierać tę przyjemność dziecku? I sobie? O ile wręczony prezent nie ma zastąpić nas i wspólnego czasu, to nie widzę absolutnie nic złego w mądrze wybranej zabawce.
Przy okazji wszystkim Dzieciom, tym małym, trochę większym i całkiem dużym, życzę mnóstwa czasu na wspólne radości, odkrywanie siebie wzajemnie i szaleństwa do nieprzytomności. Niech trochę dziecka zostanie w nas na całe życie.
fot. pixabay.com/Greyerbaby