To, że dzieci zmieniają życie, raczej nikogo nie dziwi. Myślę, że nikogo też nie zaskoczę mówiąc, że pojawienie się na świecie dziecka jest dla związku jest małym armagedonem. Na szczęście cały ten bajzel da się ogarnąć i przy odrobinie dobrej woli, może całkiem pozytywnie wpłynąć na związek. Po 8 miesiącach życia w trójkę postanowiłam przyjrzeć się temu, co Młody namieszał w naszym związku i jakie „szkody” przyniósł.
1. Jestem bardziej cierpliwa
Tu chyba dużo wyjaśniać nie trzeba. Po kliku godzinach bujania, noszenia na rękach, podawania tej samej, ciągle upuszczanej zabawki, wycierania gila, który się nie kończy, naprawdę trzeba mocno się postarać, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. I te drobne rzeczy, które wcześniej mnie wkurzały w moim mężu, teraz jakby przestały mieć znaczenie. Bo skoro mogę 83 raz schylić się po smoczka, to mogę też opuścić tę nieszczęsną deskę. To nic nie zmieni w moim życiu.
2. Bardziej walczę
Mam o co. Mam rodzinę. To już nie jesteśmy tylko my. Oprócz nas jest mały człowiek, który zasługuje na życie w kochającej się rodzinie. Więc zrobię wszystko, żeby mu taką zapewnić. Owszem, kłócimy się, a że oboje mamy wredny charakter, to kłócimy się tak, że wiedzą o tym w sąsiedniej dzielnicy. Ale jakaś wewnętrzna siła ciągnie mnie jak magnes i do znudzenia powtarza „ogarnij to!”. Wściekła jak osa wracam i próbuję wyjaśnić, przeprosić, wrócić do stanu normalności. I męczę męża moim” no weź, przegadajmy to”.
3. Łatwiej odpuszczam
Wiem też kiedy gra nie jest warta świeczki. Kiedy warto uśmiechnąć się i powiedzieć „OK”, oddać walkowerem. Daję prawo sobie i mężowi do dni, kiedy wszystko nas wkurza i oczekujemy od siebie, by zejść sobie z drogi. I wcale mnie to nie boli, nie muszę się obrazić, bo wiem, że dziś on – jutro ja. A dając sobie odrobinę luzu, sami również go zyskujemy.
4. Tęsknię intensywniej
Zawsze byłam samodzielna. Nigdy nie potrzebowałam mężczyzny i byłam z tego bardzo dumna. Po porodzie zrozumiałam, że cholernie potrzebuję męża przy moim boku. I to nie jakiegolwiek, ale tego mojego, jedynego. To on doskonale rozumie moje potrzeby i bez słowa je realizuje. Uwielbiam, kiedy przed wyjściem do pracy zostawia mi sok w szklance, bo doskonale wie, że Młody nie pozwoli nawet na sekundę przerwy. Jego obecność daje mi poczucie pewności i wiary we własne siły. Bo razem damy radę. Nie tylko, on sprawia, że również sama sobie radzę. I kiedy znika na jakiś czas, jakoś bardziej odczuwam jego brak w pobliżu.
5. Marzę ostrożnie
Mam wszystko. Serio. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Mam przy sobie wszystkich, których kocham i wiem, że nic/nikt więcej nie jest mi potrzebny. Więc ostrożniej wybieram sobie marzenia. Odkąd Młody pojawił się na świecie pojawia się we mnie czasem lęk, że skoro jest aż tak dobrze, to teraz może się zdarzyć tylko coś złego. Więc dbam bardziej, o związek również. Wiem, że my stanowimy trzon tej rodziny i musimy ciężko pracować nad sobą, by zawsze był równie mocny.
6. Jestem blisko
Fizycznie – bo sporą część łóżka zajął mały pasożyt 😉 I emocjonalnie. Pojawienie się Młodego bardzo nas do siebie zbliżyło. Wiem, że nie zawsze tak się dzieje i spodziewam się, że jeszcze nie raz będzie krucho, ale wiem, że każdą z tych chwil przetrwamy. Uwielbiam nasz czas w trójkę. Widzę, ile to daje Młodemu i jak czerpie garściami z takich momentów. Dlatego staram się czasem odsunąć dalej sprzątanie, nieugotowany obiad, czy kuszący telefon z facebookiem i po prostu być blisko.
7. Uważniej słucham
Mamy mniej czasu. Na sen, seks czy choćby rozmowę. Naszym życiem rządzi Młody i czasem cieszymy się z krótkiej przerwy na posiłek. Musimy być uważniejsi, bardziej się starać i uważniej słuchać. Tylko wtedy mamy szansę usłyszeć swoje wzajemne potrzeby, pragnienia czy problemy, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. W odpowiednim momencie wychwycone „jestem zbyt zmęczony” potrafi zdziałać cuda i uratować nas przed kłótnią.
8. Wyraźniej mówię
To działa w dwie strony. Nie czekam, aż mąż domyśli się, żeby wziąć Młodego, że coś spieprzył, że czegoś potrzebuję. Mówią. To tak proste. I tyle ułatwia. Jak jestem na niego wściekła, to go o tym informuję i oczekuję, że coś z tym zrobi. Nie liczę, że wpadnie na to, że mam ochotę na wspólne wyjście i prezent, bo coś mi się ubzdurało. Przychodzę i mówię wprost. Mówię też kiedy chce pobyć sama, by wręcz przeciwnie – potrzebuję, by był blisko. Szanse, na zrealizowanie potrzeb momentalnie wzrastają.
9. Bardziej doceniam
Doceniam wspólnie ukradzione chwile, te tylko we dwoje. Doceniam męża i siebie. Wiem, ile pracy i czasu kosztuje nas tworzenie rodziny i wiem, że oboje czasem potrzebujemy zwykłego „radzisz sobie super”. Wiem też, ile zachodu trzeba, żebyśmy spędzili trochę czasu razem, będąc żoną i mężem, a nie mamą i tatą. Te chwile doceniam najbardziej i nie mogę uwierzyć, że kiedyś myślałam, że mamy je w nadmiarze.
10. Kocham mocniej
Nie wiedziałam, że to możliwe, ale syn odnalazł we mnie jakieś niestworzone pokłady miłości. Nigdy nie byłam tak bardzo zakochana w moim mężu, jak teraz. Normalnie jak chichrająca nastolatka. Mam w domu swojego prywatnego superbohatera i nie zawaham się go użyć! Owszem, wkurza mnie czasem niemiłosiernie, mam ochotę wystawić go za drzwi i zmienić zamki, ale to on jeden jest ze mną, rozumie i akceptuje wszystkie moje dziwactwa. I choćby za to powinnam go kochać bardzo mocno 🙂
Fot. 2554813/pixabay.com